Wszyscy tego doświadczamy przez Covid-19. Nagle życie zwolniło. I nic się nie stało. Świat się nie zawalił – przynajmniej na razie.

Lato to okres przerwy.

Nam, dziennikarzom, ona się też należy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Po wyborach prezydenckich i po budżecie Unii Europejskiej, gdzie Polska miała nie dostać nic, albo niewiele, z powodu donosów jakichś niby to Polaków, przydzielono nam ogromną sumę, dwukrotnie większą od największej poprzednio.

Przydzielono, to nie znaczy, że dostaniemy te środki.

Opozycja dalej nie odpuszcza i jeden z moich ‘faworytów’ niejaki Janusz Lewandowski (zasłynął głównie wyprzedażą za bezcen polskich aktywów przemysłowych) ubolewał na Twitterze, jacy to ci Polacy są rasistowscy, bo… Tu uwaga: jechał facet na rowerze z polską flagą, żeby go nie bili.  I to jest wstyd dla Polaków. Przepraszam, a co? Pan Lewandowski Polakiem nie jest i to nie jest wstyd dla niego? Coś tutaj jest nie tak, ale skoro jest po raz kolejny wybierany na europosła, to coś z tymi co go wybierają jest nie tak.

Ach, zapomniałam dodać, że ten facet na tym rowerze był inny. Jaki? Nie wiem. Myślę za to, że eurodeputowanemu Januszowi Lewandowskiemu już i tak niewiele pomoże. Najlepiej to mu kupić bilet w jedną stronę, żeby nas przestał obrażać i gdzieś wysłać. Tylko gdzie mu będzie tak dobrze, że będzie mógł naród tubylczy obrażać bezkarnie z piedestału wyższości przez tyle dekad?

Ten Lewandowski to ten sam, który apelował do mediów światowych w 2016 roku, żeby patrzeli na to co się dzieje w Warszawie, a nie w Aleppo w Syrii. A w Warszawie w tym czasie nie działo się nic godnego uwagi. Co prawda niejaki cep Dyduszko kładł się pod auta przed Sejmem, że niby to rozjechany, a jak myślał, że już nikogo nie ma to wstał, otrzepał się i sobie skocznym krokiem poszedł.

Ach, i Sejm był okupowany w czasie Świąt Bożego Narodzenia, żeby nie dopuścić do uchwalenia budżetu.

Ach, i jakaś prymitywna okupująca Sejm posłanka PO żarła pasztet w Wigilię. Nawet nie raczyła się dowiedzieć, że w kraju w którym próbuje dalej rządzić, Wigilia jest bezmięsna.  No tak: lekceważenie, pogarda i szyderstwo – tak się traktuje Polaków w ich własnych kraju – od wieków.

A tu lato, upał.  Naczelny wrócił z północy Kanady, a mnie się zrobiło zmęczenie.

Ale jak lato, a już lato z Covid-19, to szczególnie wolno idzie. Robię różne rzeczy odkładane przez lata, takie, które nawet nie wiedziałam, że są do zrobienia. Szukając karty bibliotecznej (niestety, nie znalazłam) przeszukałam portfel. A tu na centralnym miejscu jakiś facet, niby święty, ale jakiś taki inny. Kiedyś w tym miejscu w portfelu nosiłam zdjęcia dzieci, aż nie zaprotestowały. Acha! To pamiątka z mojej zeszłorocznej wyprawy i wędrówki drogą Świętego Jakuba do Santiago de Compostela.

Ten obrazek świętego dostałam w Sarrii, Galicja (ale Galicja w Hiszpanii, a nie u nas), w klasztorze św. Magdaleny. Na rewersie napis: Pedro Nolasco, i modlitwa w języku hiszpańskim.  Z tego co udało mi się przetłumaczyć (hiszpański nie jest moim drugim językiem), to jęki niewolników proszące o miłosierdzie. Co to za święty? Żył w 11 wieku na terenie Hiszpanii. Jest patronem niewolników.

W tamtym czasie Maurowie, którzy podbili chrześcijan na półwyspie iberyjskim, brali do niewoli chrześcijan. Pedro Nolasco założył zakon zajmujący się wykupywaniem tych chrześcijańskich niewolników z rąk muzułmanów.  Wśród tych niewolników byli także Słowianie (i szlachta i chłopi), zapewne także z plemion polskich, wzięci w jasyr przez Tatrów, Turków, czy nawet Niemców, czy Francuzów.  Słowiańscy niewolnicy byli przemieszczani karawanami na południe Europy i do Azji Mniejszej prowadzonymi przez Żydów. Zanim mnie tutaj posądzi ktoś o antysemityzm, proszę sobie ten temat zgooglować.

Materiały źródłowe na ten temat są teraz bardziej dostępne dzięki cyfryzacji i tłumaczeniu dokumentów.  Ramy felietonu polonijnego nie pozwalają na zamieszczanie rozpraw naukowych, co nie znaczy, że nie można o tym pisać.

Teren środkowej Europy był źródłem taniej siły roboczej – niewolników.  Tak, tak. Słowian niewolników.  Zresztą samo słowo Słowianin było często jednoznaczne ze słowem niewolnik.  I tak zostało. Słowa się zmieniły, ale funkcje nie. Do dzisiaj przypisano nam rolę ciężko harujących na rzecz bardziej rozwiniętej Europy.

Włoski profesor,  światowej sławy linguista i językoznawca, Mario Alinei (1926–2018), podkreślał, że wszystkie źródła historyczne wskazują, że obszar Słowiańszczyzny był głównym rezerwuarem niewolników w całym okresie wczesnego średniowiecza, poczynając od VI wieku.

Ta preferencja dla niewolników pochodzenia słowiańskiego była tak silna, że w rezultacie Słowianami stali się wszyscy niewolnicy.  Niedawno zarzucono mi, że niepotrzebnie próbuję znaleźć powtarzalne wzory tam gdzie ich nie ma.

Ależ one są! Proszę zwrócić uwagę, że tak jak byliśmy niewolnikami tzw. ‘lepszej’ Europy w średniowieczu, tak i nimi zostaliśmy – tylko w innej formie. Obecnie przypisano nam, dwa główne zadania: dostarczać ucywilizowanej Europie taniej i wykwalifikowanej siły roboczej, a jednocześnie być rynkiem zbytu dóbr produkowanych poza Polską.

Tak, tak, wzory i kojarzenie elementów jest bardzo potrzebne dla zrozumienia świata, choć bardzo niebezpieczne. Dlatego z reguły nie podaje się do wiadomości publicznej wszystkiego. Po co ci Słowianie (czytaj niewolnicy) od czarnej roboty mają za dużo wiedzieć?

I tym upalno letnim akcentem kończę moje ulubione zajęcie: pisanie, licząc na rychły deszcz, który po krótkim ochłodzeniu, spowoduje łaźnię parową, której nawet mój domowy klimatyzator nie da rady pokonać. Niemniej szukanie i odkrywanie wzorów jest bardzo cenne w składaniu do kupy puzzla naszego otoczenia.

Po nitce do kłębka można dojść dlaczego traktuje się nas z taką pogardą, lekceważeniem i szyderstwem, a także i do tego, że ten facet z pierwszej części mojego felietonu zarzucający (po raz któryś), że Polacy powinni się siebie wstydzić, wcale Polakiem nie jest, tylko się pod takiego podszywa.

Po czym poznać? Ano, po lekceważeniu, pogardzie i szyderstwie z jakim się do nas odnosi.

   Alicja Farmus