Przyczyną upadku bloku sowieckiego, było połączenie niewydolności i marnotrawstwa systemu gospodarczego, sterowanego odgórnie przez państwo z naciskiem konkurencyjnym Zachodu. Gdyby komunistyczna gospodarka nie miała konkurenta, być może mogłaby sobie kuśtykać do dzisiaj – bo czemu nie? Niewydolne systemy wcale nie muszą żyć krótko, ludzie przyzwyczajają się do swej biedy.

        Podobna sytuacja ma miejsce dzisiaj, gdzie tzw „świat Zachodu” na własne życzenie, z powodów czysto ideologicznych zanurza się w odmętach marnotrawstwa tracąc witalne siły gospodarcze, marnując ludzi i ich talenty, podczas gdy poza jego zoną tężeje coraz bardziej dynamiczna konkurencja.

        Zachód, uzasadniając rezygnację z wolnego rynku globalnymi zagrożeniami klimatycznymi i innymi, zaczyna odgórnie sterować swoimi gospodarkami wskazując kto ma wygrać, a kto przegrać, w celu osiągnięcia wydumanych nienaukowych celów do złudzenia przypominających niegdysiejszy sowiecki łysenkizm. Kraje naszego kręgu pozbawiają się dostępu do w miarę czystej energii i wysoko wydajnej produkcji rolnej na dodatek akceptując ograniczenie dynamiki demograficznej.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Ideologizuje się korporacje, zakłócając merytoryczne drogi awansu, przez co odtrąca się rzesze młodych, utalentowanych ludzi, tylko dlatego, że nie spełniają oni kryteriów rasowych, płciowych czy też nie klękają na jedno kolano.

        Do tego dochodzi degrengolada oświaty; szkoły średnie mają fatalny poziom, przez co zmniejsza się możliwość wyławiania talentów, a ideologizacja szkolnictwa wyższego powoduje dodatkowo polaryzację społeczną i zmniejsza – podobnie jak mechanizmy politycznej poprawności w korporacjach i urzędach – społeczną kohezję, produkując podskórne napięcia, które w sytuacjach kryzysowych dojdą do głosu.

        W obrębie Zachodu mamy coraz mniej merytoryki, a coraz więcej  ideologii – podobnie jak miało to miejsce w systemie sowieckim, gdzie drogę awansu i kariery wyznaczał stosunek do partii i ustroju.

        Do tego, niczym w sowieckich planach pięcioletnich,  zachodnie rządy coraz częściej wybierają dzisiaj drogę i metody realizacji rozwoju przemysłowego, upodabniając się do etatystycznych państw demokracji ludowej.

        Jeśli dodać pogłębiającą się korupcję, upadek jakości pracy, zachwianie standardów administracji, to  możemy zacząć się bać, tym bardziej, że podobnie, jak niegdyś Związek Sowiecki „idziemy na zwarcie”; my tym razem z nowym chińskim hegemonem, i jego coraz bardziej kreatywnym podejściem do swej roli w świecie.

        Zmiana, o której mówili Xi i Putin podczas słodkiego au revoir w Moskwie, dzieje się na naszych oczach; Pekin zaczyna grupować wokół siebie wianuszek państw uznających jego pozycję „środka”, a zgoda Moskwy na rozliczenia w juanach w relacjach handlowych, nie tylko z Chinami, ale z państwami Azji, Afryki  i Ameryki Południowej, może znacząco przyspieszyć odejście od dolaryzacji światowego handlu i rezerwowej pozycji amerykańskiej waluty. Upadek dolara to inflacja, olbrzymi kryzys wewnętrzny w USA i konieczność podjęcia drastycznych środków dla uratowania choć części systemu finansowego.

        Gdy dorzucimy do tego katastrofalny stan przywództwa politycznego trudno się dziwić optymizmowi w głosach Xi i Putina. Nadchodzącą zasadniczą globalną zmianę „widać, słychać i czuć”. Choć Stany Zjednoczone pozostają najsilniejszym militarnym mocarstwem, to wojna na Ukrainie obnażyła również ich ograniczone zdolności, które przecież ucierpią jeszcze bardziej w miarę pogłębiającego się kryzysu finansowego i gospodarczego.

        Stany Zjednoczone wygrały drugą wojnę światową nie za sprawą najnowszych technologii – Niemcy pod tym względem zdecydowanie przodowały – lecz swym potencjałem produkcyjnym i gospodarczym – to on pozwolił na zasypywanie frontów masami uzbrojenia, i dał podstawy do wyprodukowania broni atomowej. Dzisiaj USA mają problemy z produkcją amunicji na potrzeby ukraińskiego frontu;  ”nie mogą szybko uzyskać maszyn”, bo na własne życzenie zdezindustrializowały  się wcześniej na rzecz Chińczyków.

        Wyzwania są naprawdę poważne, tymczasem tak USA, jak i Kanada zajmują się narzucaniem ideologicznego gorsetu coraz większej liczbie działających jeszcze jako tako instytucji i działów gospodarki, wojska nie wykluczając.

        Kevin O,Leary powiedział niedawno w wywiadzie, że Kanada jest jednym z najbogatszych krajów świata rządzonym przez idiotów, niestety sądząc z różnych wyimkowych przesłuchań w Kongresie, nie tylko Kanada.

        Nieskorumpowani byli amerykańscy wojskowi i „wywiadowcy” biją na alarm, alarmistyczne tony pobrzmiewają coraz bardziej nawet w tak „głuchych” mediach jak CNN, jednak rozkładowych procesów, jakie lekceważono przez lata nie można odmienić za pomocą jednej ustawy, mają już one charakter strukturalny, zostały wbudowane w system.

        By Ameryka znów była wielka, nie wystarczy zmienić lokatora Białego Domu, ale jeśli jest jeszcze jakaś szansa,  oczywiste jest, że od tego należałoby zacząć.

Andrzej Kumor