33 lata kapłaństwa o Janusza Błażejaka; na litość Boską otwórzcie te kościoły

„Moje kapłaństwo jest najpiękniejszą przygodą z Chrystusem”…

  Ojciec Janusz Błażejak OMI to charyzmatyczny proboszcz największej polonijnej parafii w Kanadzie – św. Maksymiliana Kolbe w Mississaudze. W minionym tygodniu obchodził 33-lecie święceń kapłańskich. O. Błażejak żegna się już z parafią Kolbego i od 1 września obejmuje probostwo w parafii św. Kazimierza w Toronto.

GONIEC: Ojcze Januszu przede wszystkim wielkie gratulacje i podziękowania; 33 lata w kapłaństwie, 33 lata służby Panu Bogu, służby ludziom i służby Polsce, bo jesteś patriotą, popierasz wszystkie polskie inicjatywy, jesteś takim człowiekiem, wokół którego gromadzą się Polacy. Za co dziękuję i gratuluję! Czas na podsumowania, czas na wspomnienia. Rozmawialiśmy 3 lata temu, rozmawialiśmy o tym, jak to się stało, że Twoja mama oddała Cię Panu Bogu, jakie były początki Twojego kapłaństwa. Ale dzisiaj żyjemy w czasach dziwnych dla nas wszystkich, jak wygląda to kapłaństwo, co Ty o tym wszystkim sądzisz, bo różne głosy się podnoszą…

O. Janusz Błażejak OMI: – Dziękuję bardzo za życzenia i uznanie. 33 lata to jest dużo, to się kojarzy z latami Jezusa – 33 lata  Jego życia na Ziemi i to moje kapłaństwo  rozpoczęło się tutaj, w Kanadzie, bo byłem wyświęcony  33 lata temu w Winnipegu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Prowadziło mnie przez różne parafie, miejsca, duszpasterstwa aż tutaj do Mississaugi, a teraz, od 1 września, u świętego Kazimierza w Toronto.

Były to piękne lata i to była piękna przygoda z Panem Jezusem i jest dalej. Chociaż muszę powiedzieć, że najtrudniejszy moment mojego życia kapłańskiego to jest ten obecny; to są te ostatnie 3 miesiące kiedy – i czego nie potrafię jeszcze zrozumieć, nie potrafię sobie jeszcze tego poukładać –  jest w pewnym momencie nawet gdzieś nuda; nuda, której w życiu nie przeżyłem, bo zawsze brakowało czasu, a teraz jestem do przodu; za 2 tygodnie, w ostatnią niedzielę czerwca mam kazanie i ja mam już je napisane, już jest gotowe, leży na biurku, no bo co robić? Człowiek w parę godzin się ogarnie, ani spotkań, ani duszpasterstwa, wszystko jest zamknięte. Dlaczego? No właśnie nie potrafię tego zrozumieć dlaczego zamknęli kościoły?

Rozumiem, że może nie może być Mszy świętej; że może być ograniczona liczba osób, ale dlaczego premier postanowił zamknąć kościoły? Kaplicę Wieczystej Adoracji? Tam mogą się ludzie wymieniać, czy choćby modlić się 2 osoby, 2 m od siebie i nie ma żadnego problemu!

Mówisz Ojcze, „premier” – bo wiele ludzi nie wie, jak ta sytuacja wygląda i sądzą, że to może zamknęli księża, a może to zamknęli biskupi; że te ograniczenia, o których mowa na konferencjach prasowych premiera, to tam się w ogóle o kościołach nie mówi, tam się nie mówi o wyznaniach, o tym, jak mają wyglądać nabożeństwa, jakby ta rzeczywistość w ogóle nie istniała. Ty mówisz, że to jest po prostu polecenie prowincji?

– Oczywiście, w 100% decyzje podejmuje tylko i wyłącznie rząd. Podejmuje premier. To jest jego decyzja o zamknięciu kościołów places of worship, a więc my musimy wszyscy się podporządkować, kardynał musi się podporządkować.  Kardynał może wydać jedynie wytyczne odnośnie chrztu, pogrzebów na podstawie tego, na co oni zezwalają – to rząd powiedział, że na pogrzebie może być 10 osób i nie więcej, więc my to musimy rozwinąć w szczegółach.

Ja jestem rozczarowany premierem Fordem. Głosowałem na niego, jestem konserwatystą, a w tej chwili jestem strasznie rozczarowany naszym rządem.

Przez minione kilka dni próbowałem dodzwonić się do biura, do sekretariatu premiera, nie udało mi się z nim porozmawiać, ale z jego sekretarką, osobą najbliższą i powiedziałem jej, że jestem strasznie rozczarowany ich postępowaniem; mówiłem dlaczego – na przykład LCBO jest otwarte, czy to jest takie istotne dla naszego życia? Costco jest otwarte, gdzie tysiące ludzi wchodzą, dlaczego Home Depot  wszystkie sklepy są otwarte? Walmart?! A kościoły zamknięte?

Na litość Boską, otwórzcie te kościoły, pozwólcie żeby ludzie mogli przyjść, pomodlić się nawet na 10 minut, nawet przy tych ograniczeniach.

To jest tragedia, ale z drugiej strony, ludzie u władzy to konserwatyści, ale z Panem Bogiem daleko na bakier, to dla nich nie ma znaczenia i słuchają tych lekarzy, tego głównego lekarza, który też z religią nie mają nic do czynienia.

W stanie wojennym kościoły były otwarte, pod zaborami kościoły były otwarte, za okupacji były otwarte, a tu w białych rękawiczkach wszystkich nas wsadzono do domowego więzienia.

To ja zapytam przewrotnie, bo odbyły się protesty antyrasistowskie w Toronto, było mnóstwo ludzi, pokazały siłę tego środowiska, siłę tych ludzi, którzy – powiedzmy sobie szczerze – lekceważyli wiele tych obostrzeń i wiele zarządzeń lekarza i prowincji; czy to nie jest trochę rozczarowujące, że nie ma takich protestów nas katolików, nas chrześcijan, tutaj Toronto?

        Bo oddajemy co cesarskie cesarzowi, ale chcemy mieć to, co Boskie?

– Wrócę jeszcze do mojej rozmowy z sekretarką premiera Forda;  oni akurat wydali pozwolenie na te protesty, już było o tym głośno, więc ja im mówię tak; to wy wydajecie na tysiące ludzi pozwolenie na protestowanie, gdzie wszyscy będą jeden obok drugiego i z tym nie macie problemu? A macie problem z kościołami? Oczywiście że to jest przewrotność.

A ludzie – troszeczkę tak z rozczarowaniem na to patrzę – bo ludzie piszą do mnie setki e-maili, „co księża robią?”. Co ksiądz może sam zrobić?! Nie może nic! Ludzie muszą wyjść, ludzie muszą pisać, do premiera Forda, do rządu. I odpisuję wszystkim: proszę do swojego MPP pisać i dzwonić; domagać się otwarcia kościołów.

Tylko poprzez nacisk na tych polityków możemy to osiągnąć. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach coś powiedzą, bo rano dzisiaj wyczytałem, że premier będzie ogłaszał w tym tygodniu swoją wizję, kiedy będą przedszkola otwarte,  kiedy będą  biurowce otwarte, mają zwiększyć liczbę z 5 do większej liczby możliwość gromadzenia się; to w tym tygodniu ma być ogłoszone.

Mam nadzieję, że wreszcie stukną się w te swoje głowy i coś pod tym względem zrobią dla ludzi, bo to jest depresyjne.

 – Ojcze Januszu, a nie obawiasz się, że – tak jak słyszymy, na przykład, z Nowej Szkocji – główny lekarz prowincji powiedział, że to nigdy nie wróci do takiej sytuacji, w której było, że kościoły muszą sobie coś zmienić. I w kościele, w niektórych prowincjach już teraz jest ograniczenie do 50 osób, nie wolno śpiewać, komunia ma być tylko na rękę, albo w ogóle.  Czy nie obawiasz się, że ta ingerencja państwa w liturgię będzie drastyczna?

– Na początku tak, na początku będzie drastyczna i oczywiście będzie dużo narzekania, dużo płaczu od ludzi i od nas tak samo, stresu niesamowitego, bo na końcu to my obrywany, my jesteśmy na dole, my, księża jesteśmy na dole całej tej piramidy służby i musimy wykonywać to, co z góry jest.

My to pokonamy, to dziadostwo, na pewno pokonamy, może to zabierze kilka miesięcy, może pół roku, ale zostanie to wyeliminowane  i wrócimy do normalności.

Może to będzie dłuższy czas; pokonaliśmy hiszpańską grypę, pokonaliśmy zarazy, takie jak cholera i tym podobne, które niszczyły ludzi i jest OK. Pokonaliśmy ebolę no tylko, że zabierze to czas.

– Ojcze, część ludzi mówi, że ta zaraza jest nawet lżejsza niż grypy, jak hiszpanka czy inne, czyli, jak gdyby dopatrują się w tym innych motywacji, że to jest coś, co nie jest aż tak groźne z powodów medycznych, natomiast spowodowało olbrzymie zmiany społeczne, no bo zamknięto nas…

– I oczywiście, dojdzie do depresji ekonomicznej. Czemu? Bo gospodarka nie wytrzymuje; skąd rząd będzie brał tyle pieniędzy, jeśli każdy w tej chwili otrzymuje subsydia, będzie źle, na początku, ale my z tego wyjdziemy silniejsi, mocniejsi, a naprawdę, dziesiątki tych e-maili, wiadomości, które otrzymuję…

Wczoraj taka jedna pani mówi, proszę ojca, pracuję w niedzielę czasami w szpitalu nie mogłam przyjść, byłam zmęczona, ale ojciec wie, jak ja teraz tęsknię…  Ja przed ten pomnik przychodzę, klęczę na kolanach, co w życiu mi się nie zdarzyło, żebym ja tutaj klęczała przed Jezusem Miłosiernym.

Ci ludzie, którzy byli z Bogiem, ci ludzie, którzy wierzyli, praktykowali, oni pozostaną, ci, którzy byli gdzieś tam daleko… Wierzę, że część z nich to jeszcze i tak wróci.

– Ojcze Proboszczu, wróćmy do tej parafii, odchodzisz po 9 latach posługi,  jakie to były lata, bo ty jesteś człowiekiem, który rósł razem z naszą falą emigracji, ludzi którzy przyjeżdżali z Polski od lat 80. setki tysięcy, którzyśmy tutaj przyjechali i razem się starzejemy. Tutaj pracowałeś przez ostatnią dekadę, jak to oceniasz?

– Kiedy tutaj dziewięć lat temu przychodziłem bałem się, naprawdę się bałem tego wyzwania, tego ogromu, tej ilości, ale bardzo szybko pokochałem tę parafię. Da się ją pokochać.

Jest ogrom wspaniałych, naprawdę cudownych ludzi, którzy są gotowi do działania, i którzy odpowiadają pozytywnie na różne akcje, na dodatkowe rekolekcje, dodatkowe spotkania. Ci prelegenci, których żeśmy ściągali z Polski naprawdę miało to sens, bo było dla kogo to organizować.

Pokochałem tę parafię, tych ludzi pokochałem, naprawdę. Bardzo pięknie mi się tutaj pracowało. Jestem wdzięczny właśnie tej parafii świętego Maksymiliana Kolbe za to, że pozwoliła mi również na tę działalność, organizowanie tych przeróżnych cudownych rzeczy, które żeśmy robili.

Ale nadchodzi czas w naszym życiu misjonarskim, trzeba iść do przodu i być posłusznym woli przełożonych. Co mogłem z siebie najpiękniejszego, to oddałem, pozostawiłem tutaj i dalej niech się rozwija.

        – Jakie wyzwania u świętego Kazimierza? Byłeś już tam proboszczem, znasz tę parafię, ale to jest tak, że do tej samej rzeki nie wchodzimy dwa razy, bo po tych latach na pewno jest to już inna parafia, inne troski. Mówisz Ojcze Januszu, że tutaj się bałeś, a nie boisz się tego wyzwania tam?

– Znam tych ludzi dobrze, byłem tam 6 lat, kiedy były Światowe Dni Młodzieży, kiedy kardynał Glemp i 9 biskupów mieszkało na plebanii, myśmy ich żywili, codzienne spotkania, więc wiem, na co można było liczyć; na co można liczyć u świętego Kazimierza.

Oczywiście, demografia tej parafii jest inna, tutaj parafia jest bardzo młoda, jest dużo dzieci, dużo młodzieży, tam jest parafia w średnim wieku i starsze osoby, ale  ja potrafię szybko się adoptować do nowej sytuacji, do nowych wyzwań, do nowych możliwości.

Także pod tym względem się nie boję, bo wiem, że bardzo szybko się zaadoptuję i będę mógł dalej działać i pracować dla Chrystusa w tej parafii.

Ojcze Januszu, na koniec zapytam o czas wolny, bo wiem, że  od czasu do czasu na Facebooku zamieszczasz zdjęcia z jakąś wielką rybą, zazwyczaj szczupakiem, jak to jest z tym czasem wolnym, bo chyba pokochałaś też Kanadę?

– Bardzo lubię Kanadę, naprawdę kocham Kanadę, tutejszą przyrodę; uważam że nie ma tak pięknej, jak tutaj i ta różnorodność tych jezior tego wszystkiego, tak że na wakacje zazwyczaj nie jeżdżę już do Polski; jak mama żyła, rodzice żyli, to tak, a tu spędzam je nad jeziorami. Bardzo lubię łapać ryby, faktycznie to jest moja pasja i szczególnie pstrągi głębokowodne, jak gdzieś się tam z 120 – 140 stóp wyciągnie taką rybę, to jest z czym powalczyć. To wędkarstwo to jest dla mnie pięknym wakacyjnym zadaniem.

        – Jesz te ryby?

– Tak jem, no małe to zostawiam – oczywiście – zazwyczaj najpierw najpierw zamrożę żeby, jeśli były jakieś tam bakterie, to żeby to zabić i później po 2 dniach odmrażam i wędzę, robię nawet surowe sushi czy smażymy. Tak, uwielbiam rybę, ja  raczej odłożę stek na bok, a wezmę dobrą rybę.

     – Zdradzisz na co łapiesz te pstrągi?

– To jest najprostszy sposób, zazwyczaj używa się Williams taką blaszkę albo sardynkę, spuszcza się, gdzie one chodzą i trzeba mieć szczęście.

Ojcze Januszu, jeszcze raz gratuluję, jeszcze raz dziękuję i życzę żebyś – tak, jak łapiesz te ryby – to do Pana Boga zaprowadził więcej dusz, niż ryb złapałeś.

– Dziękuję bardzo.

Dla mnie moje kapłaństwo jest najpiękniejszą przygodą z Chrystusem i tak pozostanie –  mam nadzieję – do końca mego życia.