Artykuł – garść refleksji dotyczących Powstania Antykomunistycznego powstał na podstawie moich badań, których rezultaty zaprezentowałem w publikacji „Nienawróceni”(wyd. Anhelli. Project, Ottawa 2019.), poświęconej moim bliskim, uczestnikom walki narodowo-wyzwoleńczej, a szczególnie mojemu śp. Ojcu – kpt. Bolesławowi Kozłowskiemu ps. „Grot”, „Hanka”, „Marek”, „Sowa”, „Przebłysk”, żołnierzowi NOW/NSZ/NZW, z-cy Komendanta Okręgu XV NZW Białystok, krypt. „Chrobry”. W tejże komendzie moja śp. Matka, ppor. Krystyna Kozłowska (z d. Chętnik) ps. „Maria”, „Cyganka”, „Nurt”, pełniła funkcję Szefa Wydziału III (Propaganda).

Część I.

        Słuchając opinii, jakie pojawiają się przy tematyce Wyklętych, można dojść do wniosku, że wielu, a może nawet większość Polaków postrzega Powstanie Antykomunistyczne w kategoriach klęski. Część społeczeństwa traktuje ów zbrojny wysiłek jako rozpaczliwy akt pozbawiony jakiegokolwiek sensu, bo z góry skazany na zagładę – ot, typowy obraz tragicznego polskiego losu; jakoby kolejne przegrane powstanie zbrojne. Ilustracją tego są sylwetki żołnierzy niezłomnych – desperatów, samotnie walczących jeszcze w latach sześćdziesiątych. Niewątpliwie tacy ludzie godni są wiekuistej chwały. Zasłużyli sobie na wieczną pamięć i pomniki. Niemniej, tym samym obraz powstania zostaje poważnie zawężony. W moim przekonaniu taka narracja zawiera kardynalny błąd, który bardzo zniekształca obraz Powstania Antykomunistycznego, a zwłaszcza odziera je z dokonań. Buduje fałszywy obraz w świadomości potomnych.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Zauważmy, że tak jednostronna ocena zjawiska dobrze wpisuje się w wysiłki komunistycznej propagandy, wg której powstanie zakończyło się „rozgromieniem band przez organa bezpieczeństwa”. Podobne „wiedzę” na temat Powstania Antykomunistycznego prezentują historycy – także o przekonaniach prawicowych i narodowych – a w konsekwencji – masy polskich obywateli.

        Czy taka jest prawda?…

        Tytuł nie jest prowokacją ani zabiegiem w celu otarcia łez. Jednak wiadomo, że np. zamiana kary śmierci na 25 lat więzienia stwarza zasadniczą różnicę. A przecież powstańcy wywalczyli o wiele więcej.

        Chodzi mi o rozpoznanie zjawiska we właściwym kontekście, i przypomnienie faktów – realiów tamtej epoki. Po prostu, wielu z nas – zazwyczaj nieświadomie – uległo działaniom propagandy. Wiadomo, że celem nadrzędnym Wyklętych było wywalczenie niepodległości – tyle tylko, że taka możliwość nie wchodziła w rachubę. Kiedy wszystkie lądowe granice były otoczone przez Armię Czerwoną, Polska była odizolowana od Europy Zachodniej – nie było realnej szansy na rozwiązanie sytuacji drogą militarną. Dlatego walkę zbrojną uznawano za szaleństwo. Stawiano na inne formy aktywności. Komenda Główna NZW zalecała  działalność wywiadowczą i propagandową. Pomimo tego, powstanie zbrojne wybuchło i stało się ważnym etapem na drodze do niepodległości. Przede wszystkim akcje podziemia miały odgrywać rolę demonstracji politycznej, będącej wyrazem niezgody na utratę niepodległości.

        Przypomnijmy o ważnej okoliczności – o tym, że tragedia Powstania Warszawskiego – o czym się nie mówi – spowodowała ogólny upadek ducha; nastroje beznadziei. Kolejnym ciosem było rozwiązanie AK w styczniu 1945 r. Gasły nadzieje powszechnego powstania, a Polska jawiła się jako kraj bezbronny wobec sowieckiej okupacji. Trudno nie zgodzić się z opinią komendantów NSZ i NZW, ale i dowódców AK, że w taki sposób zaprzepaszczono znakomity dorobek organizacji. Dlatego – szczególnie w takiej sytuacji – bezczynność byłaby wyrazem uległości i zgody na sowietyzację; miałaby tragiczne konsekwencje.

        Przypomnijmy w wielkim skrócie, co działo się podczas i po tzw. wyzwoleniu:

WALKI POWSTAŃCZE

        Już w trakcie sowieckiej ofensywy, w okolicach rozklejane były ulotki z napisem „Śmierć bandytom z AK i NSZ”, a NKWD i SMIERSZ dokonywały aresztowań i mordów wśród żołnierzy podziemia niepodległościowego. Dla nich nie było miejsca w nowej rzeczywistości; uznawano, że są niereformowalni. Tak więc pozostanie „w lesie”, stało się koniecznością.

        „Wyzwoliciele” poczynali sobie jak w podbitym kraju, grabiąc to, czego nie zniszczyli bądź nie zdążyli wywieźć Niemcy, np. wyposażenie fabryk i szpitali. Trwało dobijanie Polski, tak bardzo wykrwawionej po morderczej okupacji niemieckiej. Mnożyły się zabójstwa, grabieże i gwałty, dokonywane na ludności cywilnej. W terenie tworzono ośrodki nowej władzy, usiłujące wcielać w życie wielki plan zniewolenia polskiego społeczeństwa.

        Jak wspominałem, wobec ogromnej militarnej przewagi okupacyjnej armii, Komenda Główna NZW zalecała raczej  bierny opór i działalność propagandową. Walka zbrojna miała zostać ograniczona do tego, co konieczne. A jednak zachowanie Sowietów wymusiło działania zbrojne. Przypomnijmy i o tym, że – generalnie – żołnierze podziemia podzielali powszechne przekonanie o bliskim, a nieuchronnym konflikcie pomiędzy Zachodem a Sowietami, i postrzegali sytuację jako stan przejściowy.

Już od lutego 1945 r. w centralnej Polsce dochodziło do walk z oddziałami sowieckimi. Nieco później stanowiły – zwykle w proporcji 4:1 – odwody grup UB i KBW, dokonujących akcji przeciwko podziemiu. Co ciekawe, dla większego bezpieczeństwa Sowieci nieraz występowali w polskich mundurach. Podziemie z założenia unikało walk z żołnierzami LWP.

        W całej Polsce, ale szczególnie na terenach województw białostockiego, lubelskiego i rzeszowskiego – toczyły się zażarte walki z okupantem sowieckim i ich „polskimi” pachołkami. Epicentrum powstańczych działań stała się Białostocczyzna i północno-wschodnia część woj. warszawskiego. Na tych terenach od II połowy roku 1945 (po epizodzie z AKO) cały ciężar walki zbrojnej przejęło podziemie narodowe. Tu, wg źródeł ubeckich, znajdowało się „jedno z najgroźniejszych skupisk podziemia”. Taki stan rzeczy potwierdzają współcześni badacze: „W latach 1945-1947 największe natężenie walki zbrojnej NZW miało miejsce w Białostockiem, gdzie dużą aktywność wykazywały oddziały powiatowych PAS.” Dodajmy tu za UBP, że boje toczyły się szczególnie na terenach woj. białostockiego i części warszawskiego, gdzie działali mjr J. Szklarek „Lis”, płk. Wł. Żwański „Błękit”, kpt. R. Rajs „Bury” oraz kpt. Zb. Kulesza „Młot”. Przypomnijmy i o tym, że wielu żołnierzy AK kontynuowało działania zbrojne w szeregach podziemia narodowego. Cechą szczególną powstania był duży udział duchownych; nie tylko w charakterze kapelanów.

        Podziemie udzielało schronienia licznym dezerterom z LWP, a – po sukcesach w walkach z okupantem – siły powstańcze „masowo”(!) zasilili ochotnicy, rekrutujący się z okolicznej ludności.

        Organizacja chroniła walczących i społeczeństwo przed represjami. Z więzień i aresztów uwalniano osoby związane z podziemiem, likwidowano przedstawicieli reżimu i ich konfidentów, a także partyjnych agitatorów. Rozbijano ośrodki komunistycznej władzy. Dodajmy – powstańcy byli dobrze zaopatrzeni w broń, m.in. dzięki rozbrajaniu całych kompanii wojska i bezpieki. Był to okręg, w którym przez długie okresy nie funkcjonowały posterunki MO i UB, rozbite przez podziemie. Lata 1945-1946 były okresem wzmożonej aktywności; miały miejsce liczne akcje, potyczki, a wreszcie bitwy. Poza ożywioną akcją propagandową, ważną formą walki była działalność wywiadowcza. W ośrodkach komunistycznej władzy (aż po centralną) instalowano agenturę, co pozwalało niezwykle skutecznie walczyć z reżimem. Na tym polu odnotowano poważne osiągnięcia. Pozostaje długa lista dokonań, a w tym – poważnych sukcesów. Pełny obraz sytuacji wymaga dotarcia do dokumentacji sowieckiej.

        Poczynania podziemia spowodowały silną kontrreakcję UBP i KBW w postaci 17 wielkich obław w II poł. 1946 r., naznaczonych wysoką liczbą zabitych i rannych. Pod koniec roku sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Już wtedy żołnierze organizacji – zgodnie z instrukcją KG NZW – zaprzestawali czynnej walki i wyjeżdżali na Ziemie Zachodnie, a część z nich zdołano przerzucić na Zachód. Nie oznaczało to rezygnacji z dalszej walki. Owi żołnierze pozostawali w składzie aktywnej rezerwy, na wypadek intensyfikacji bądź konieczności podjęcia kolejnych działań zbrojnych.

        Warto sobie uświadomić, że – jako opór masowy – powstanie trwało do wiosny 1947 r. Owe „bandy” nigdy(!) nie zostały „rozgromione”, jak chełpliwie głosiła komunistyczna propaganda, ale same – poza niewielką częścią – zaprzestały zbrojnego oporu.

***

        Pamiętamy z jakim trudem do świadomości społecznej przebijała się historia podziemia narodowego, „odkrywanego” po 1989 r. Towarzyszyły temu wściekłe ataki lewicy, często podszywającej się pod apologetów politycznej konkurencji, czyli nurtu sanacyjnego, wszechobecnego w AK. Tyle tylko, że faktycznie bliżej im do etosu GL i AL, a nawet UPA. Nic dziwnego, że kością w gardle stanął im dorobek podziemia narodowego. To jest głównym „grzechem” Powstania Antykomunistycznego.

        Właśnie w takim środowisku pojawiła się humorystyczna i wcale nie nowa opinia na temat powstania:

O „POWSTANIU, KTÓREGO NIE BYŁO”?…

        Podobne tezy stawiają historycy nastawieni wrogo do podziemia narodowego, które sprowadzają do „partyjnej bojówki”, wg najnowszych danych (z Objawienia?…) liczącej już tylko 40 tys. żołnierzy. Owe treści rozpowszechnia m.in. portal „ohistorie.eu”, prowadzony przez dr. Sł. Poleszaka, współpracownika prof. R. Wnuka, twórcy i redaktora „Atlasu polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956”. Jest to nagrodzone dzieło IPN(!), z założenia mające stanowić kompendium antykomunistycznego ruchu oporu. Stąd czerpią wiedzę historycy i masy obywateli. Pan profesor jest także autorem artykułu pt. „Prezes IPN kontra demon postmodernizmu”, w którym przypomina o “zamieszczonej przez /…/ [niego] we wstępie do Atlasu tezie, że żadnego „antykomunistycznego powstania” w Polsce nie było.” Następnie zauważa:  „Nie znam jednocześnie ani jednego dokumentu z epoki, ani jednej relacji członka XX-wiecznej konspiracji, w którym określiłby swoją ówczesną walkę mianem powstania. Prezes współtworzy nieoparty na źródłach mit, niezgodny z faktami i odczuciami aktorów wydarzeń.”

        Może warto odpowiedzieć na takie wyzwanie? (Nie oglądając się na p. prezesa.) -Czy można oczekiwać podobnej nazwy w aktach, które były wytwarzane przez ludzi, wcielających w życie tezy komunistycznej propagandy? Termin ‘powstanie’ sugeruje opór masowy, społeczny, a tymczasem propaganda komunistyczna przedstawiała powstańców jako garstkę bandytów, niemających jakiegokolwiek społecznego poparcia.

        Jednak nawet tam owa nazwa występuje. (Miałem więcej szczęścia? …) Studiując różne akta, kilkakrotnie natrafiłem na określenie „powstanie”. Nawet przypadkiem zacytowałem taką informację w mojej pracy: wg rozpracowania UBP, „na jednej z odpraw Komendy Okręgu” NZW (jesienią 1945 r.) mówiono o intensyfikacji walki z władzą w Polsce; o tym, że (wg odpisu UBP) „obecnie przechodzimy ostatni etap walki podziemnej”, dlatego istniejące „oddziały należy powiększyć i przystąpić do rozbijania posterunków M.O. oraz Urzędy Bezpieczeństwa [-] wszcząć oficjalną walkę powstańczą”. Wiemy, że właśnie taka sytuacja niebawem miała miejsce: “ppłk. “Iskra” Żwański, […] zorganizował grupy dywersyjne i rozbił wszystkie posterunki milicji, z wyjątkiem Białegostoku i Łomży”. Działo się to około połowy 1946 roku. Ba, nawet w Białymstoku, ostatnie szańce UB przeżywały stan oblężenia, a oddziały NZW patrolowały ulice miasta. Działo się to na terenach, gdzie stacjonowały sowieckie pułki.

        Z treści pewnego donosu dowiedziałem się, w roku 1963 przy okazji setnej rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego(!), mój śp. Ojciec – kpt. Bolesław Kozłowski ps. „Grot”, “Hanka”, „Marek” snuł plany i przeprowadzał konsultacje dotyczące …budowy pomnika poległym partyzantom – towarzyszom broni. Jest to informacja wymowna, którą pozostawiam bez komentarza. (Nb. wielu ludzi, zwłaszcza z tamtego pokolenia, dostrzegało związek pomiędzy obu powstaniami. Nazwa występuje np. we wspomnieniach kpt. Zb. Kuleszy „Młota”.)

***

        Jak doszło do podobnej konkluzji? Skąd wzięły się tak niedorzeczne opinie na temat podziemia antykomunistycznego? -To postmodernistyczny owoc „naukowych ustaleń”. Musimy cofnąć się do wcześniejszej publikacji dr. Poleszaka “Podziemie antykomunistyczne w Łomżyńskiem i Grajewskiem (1944 – 1957)”. Zawarty tam obraz formacji narodowych to ciemne, niemal brunatne tło – kontrast dla „wzorcowych” a pokojowych działań WiN, a w rzeczywistości – propagandowa wizja krytyków, a często i nienawistników Stronnictwa Narodowego. Jest zgodna z obrazem wyłaniającym się z propagandy ubeckiej, której „zależało na pomniejszaniu liczby żołnierzy walczącego podziemia. Podawano zazwyczaj, że NSZ i NZW to nieliczne organizacje zajmujące się bandytyzmem, terroryzujące ludność, niemające najmniejszego poparcia społeczeństwa.”  Ba, autor wręcz powtarza jej tezy i formułuje identyczne zastrzeżenia. Moją odpowiedź zawarłem w polemice: „W krzywym zwierciadle. Utrwalanie „czarnej legendy NSZ””. W zakończeniu pisałem: „niesłychane a tendencyjne wnioski, jakie wyciąga autor, powołując się przy tym na źródła, /…/ każą niestety dotrzeć do cytowanych źródeł, by się im uważnie przyjrzeć; ktoś zainteresowany tematyką, jest skazany na pracę od podstaw.” Niestety – było to „wołanie na puszczy”. Swoistym podsumowaniem sprawy był skandal z oszkalowaniem śp. sierż. J. Franczaka „Lalusia”.

        Wspominam o tym z przykrością, i tylko dlatego, bo wygląda na to, że – po tylu latach – dla badaczy i publiczności praca dr. Poleszaka ciągle prezentuje stan badań podziemia narodowego w Białostockiem.

        Podobne źródła wiedzy napędzają bezwstydnie niedorzeczne popisy lewackich „wikipedystów”. Wbrew wszelkim usiłowaniom, nie da się nijak zaprzeczyć, że działania żołnierzy podziemia po tzw. wyzwoleniu, już z samej definicji były powstaniem. Walczono o niepodległość, i ku temu zmierzała aktywność powstańców. Jako ruch masowy, ogólnopolski, skierowany przeciwko ośrodkom i siłom okupacyjnej władzy, powstanie wyrażało sprzeciw całego społeczeństwa, które tak licznie reprezentowali. Działaniami narodowców kierowały centralne władze, czyli KG NZW i Stronnictwo Narodowe.

        Przypomnijmy przy tej okazji, że do tej pory nie powstała monografia podziemia narodowego w Białostockiem! To rozzuchwala nienawistników i bajkopisarzy. A tymczasem – z całą pewnością uczestnicy powstania zasłużyli na pamięć i miejsce w historii. Zmagania były świadectwem męstwa i poświęcenia tysięcy żołnierzy oraz cywili. Wielu z nich poległo, a tych co przeżyli, nieraz czekały bestialskie śledztwa i lata spędzone w więzieniach.

 

Część II.

SIŁY POWSTAŃCZE

        Chciałem tu zauważyć, że stan liczbowy podziemia narodowego w literaturze historycznej jest b. zaniżony, co prowadzi do błędnych wniosków i ocen. Zwykle napotykamy b. ostrożne szacunki, a przecież dane na ten temat nie są tajemnicą. Wiarygodne informacje nt. Okręgu Białostockiego NZW opublikował kpt. Zb. Kulesza „Młot”; chodzi tu o 14 200 żołnierzy w momencie połączenia NSZ z NOW (8 maja 1945 roku). Dowiadujemy się także, że „w roku amnestii, czyli w 1947, zginęło w walkach 2200 żołnierzy, a 1670 było rannych” W raportach z r. 1953 funkcjonariusze UBP oceniali siły podziemia w Białostockiem w czasie amnestii na 7600 żołnierzy. (Z innych źródeł wynika, że ciągle były to dane b. zaniżone; wg kpt. „Grota” – co kilkakrotnie wspomniane jest w zeznaniach – w czasie amnestii organizacja liczyła ok. 12 tys. żołnierzy.) Okazuje się, że to nie rozwiązało sprawy liczebności powstańców. -No cóż… Przecież takie ustalenia należały do priorytetowych zadań UB, a ich rezultaty można znaleźć w aktach śledczych (aby móc je spokojnie „przeoczyć”…). Jakoś nie wzbudziły zainteresowania historyków, którzy podają liczby b. zaniżone. Autorzy „Atlasu podziemia niepodległościowego” niemal trzykrotnie zredukowali liczbę żołnierzy, uczestników powstania w Białostockiem! -A przecież owe rachunki były jeszcze wyższe. Wiadomo, że przez powstanie przewinęło się o wiele więcej ludzi, na co wskazuje „masowy” napływ ochotników z lokalnej ludności; zwłaszcza po sukcesach powstania, oraz wysoka liczba dezerterów z LWP.

AMNESTIA 1947 R.

        Amnestia z marca 1947 r. nie wzbudza entuzjazmu części badaczy narodowego podziemia. Także w publicystyce historycznej skorzystanie z amnestii bywa zaledwie wspominane i oceniane jako zjawisko negatywne, ba… faktycznie zdradę. Niektórzy twierdzą, że ujawnieni nie wykonali rozkazu przełożonego – komendanta okręgu. -Nie nie mieli ochoty umierać?… Krytycy – także autorzy poważnych opracowań – zapewne uważają, że walkę należało kontynuować.

        Piszący o Wyklętych bystrze zauważają, że amnestia była li tylko „pułapką”, „podstępem komuny”. -A przecież nikt nie podejrzewał ubecji o dobre intencje! Ujawniający się nie byli ludźmi tak naiwnymi; doskonale rozumieli, o co chodzi komunie, której nie ufali; b. dobrze pamiętali amnestię z 1945 r. i mieli świadomość wielkiego ryzyka. Pozostawała  kwestia amnestyjnych obietnic. Mimo oficjalnych uroczystych deklaracji i wszelkich gwarancji – dobrze zdawano sobie sprawę, że ujawnionych czekała wielka niewiadoma. I mieli rację; wielu zapłaciło dużą cenę.

        Alternatywę stanowił wysiłek militarny bez najmniejszej szansy na zwycięstwo. Ujawnienie było trudnym kompromisem, podjętym w sytuacji bez wyjścia. Ważnym wskaźnikiem jest tu (cytowana wyżej) wysoka liczba poległych, rannych i pojmanych na skutek 17 obław, poprzedzających ogłoszenie amnestii. Pomimo tego, NZW w Białostockiem w dalszym ciągu dysponowało poważną siłą, zdolną wyrządzić komunistom duże szkody. Jednocześnie, przykrym zjawiskiem, odbierającym ludziom nadzieję, była obojętność Zachodu na sytuację w bloku sowieckim. Nasi „sojusznicy” bez większego sprzeciwu „łyknęli” rezultaty sfałszowanych wyborów w lutym 1947 r.

        Bezpośrednią przyczyną zaprzestania oporu była – wobec zmęczenia latami okupacji i braku perspektyw na wywalczenie niepodległości – niechęć części żołnierzy do dalszej walki. Przestali słuchać rozkazów dowództwa i samowolnie zgłaszali się do komisji amnestyjnych. Z kolei nawet częściowe ujawnianie prowadziło do poważnej dekonspiracji i paraliżu dalszej walki, a szczególnie zmuszało kolejnych żołnierzy do pójścia w ich ślady. Faktem jest, że „w czasie amnestii ujawniła się tylko część członków konspiracji, przeważnie ci, którzy byli w zbrojnych oddziałach i zdekonspirowani. Większość utajnionych nie poszła do komisji amnestyjnych.” Dla wielu – nie był to akt kapitulacji, ale wymuszona sytuacją okresowa zmiana taktyki walki. (Przy tym wszystkim, często nie doceniali skuteczności działań bezpieki, przy której funkcjonariusze Gestapo byli tylko amatorami.) Dowódcy magazynowali broń, która była w dobrym stanie, natomiast z taką, która nie nadawała się do użytku zgłaszali się do komisji likwidacyjnych. Wg statystyk UBP, w Białostockiem ujawniło się ok. 22% żołnierzy NZW (a faktycznie ok. 14%), co nie było rezultatem zadowalającym. Raport UB z danymi opatruje następujący komentarz: „Baza ta podatna jest do prowadzenia wrogiej działalności skierowanej przeciwko Polsce Ludowej.” Niewątpliwie to pociągnęło za sobą śledztwa i dalsze aresztowania. Usiłowania UBP ukierunkowane były przeciwko kontynuującym walkę. Właśnie dlatego zmuszali ujawnionych do współpracy.

        Z różnych artykułów i wypowiedzi niektórych przeciwników ujawnienia dowiadujemy się, że –  generalnie – korzystający z amnestii byli więzieni i przesłuchiwani (a przy okazji „zdradzali kolegów”),  a następnie mordowani. – Nie jest to prawdą, bo – inaczej niż w przypadku amnestii z 1945 r. – ogół(!) ujawnionych jednak przeżył. Proszę nie wprowadzać ludzi w błąd. Tak się składa, że wychowałem się w środowisku uczestników powstania – członków rodziny, przyjaciół i znajomych, z których część przeszła śledztwa i inkarceracje. Pomimo tego uważali, że nie mieli alternatywy. Podobne opinie słyszałem od ludzi z innych regionów. Jeden z żołnierzy (a jest to opinia typowa) tak oto pisał o swojej decyzji ujawnienia: „dostałem list od swojego dowódcy – poznałem po piśmie, że to od niego – a w środku był wycinek z gazety o amnestii i z tego skorzystałem i całe szczęście, bo byłoby może trochę inaczej. Masa ludzi jednak nie ujawniła się. I za to były wyroki po 10 – 15 lat.” Znam więcej podobnych refleksji.

        Inny z ujawnionych – wspominając oddział, w którym walczył, i kolegów – zauważył: „Przez […] oddział przewinęło się ponad 80 osób (oddział liczył średnio 55 osób), chyba 20 % nie ujawniło się. Z tych 20 % prawie wszyscy wyginęli w przeciągu 2 lat.” …

        Jaki był los tych, którzy skorzystali z amnestii? -Niektórzy stali się obiektem zemsty funkcjonariuszy. Prawdą jest, że wielu doświadczyło brutalnych przesłuchań; zwykle dotyczyło to ludzi pełniących funkcje dowódcze. Po „odbyciu kary” często dalej byli szykanowani. Wiadomo też, że część ujawnionych utrzymywała kontakty z podziemiem, i brała udział w akcjach. W taki sposób formalnie łamali warunki amnestii, co stawiało ich w sytuacji bez wyjścia. Ludzie z tej grupy na ogół polegli w ciągu najbliższych lat. Duże wyroki otrzymywali nieujawnieni. Poza tym, przykre konsekwencje w postaci więzienia spotkały ludzi wspomagających podziemie; nie byli objęci amnestią.

OCENY, REZULTATY.

        Nie ulega wątpliwości, że pozostanie w oddziałach zbrojnych, było utopią. Sam szef propagandy NZW kpt. J. Pilaciński ps. „Lech” po latach wyznał, że nawoływanie do kontynuowania walki zbrojnej stanowiło poważny błąd, gdyż w ówczesnej sytuacji geopolitycznej nie było żadnych szans na zbrojne pokonanie sowieckiego systemu, a podziemie było skazane na zagładę. Takie opinie jakoś nie zniechęcają krytyków amnestii, zniesławiających dowódców, którzy jednak podjęli właściwą decyzję. Raz jeszcze wspomnę, że w tym czasie białostocki okręg NZW dysponował siłą ok. 12 tys. żołnierzy,  zdolną zadać komunistom poważne straty.

        Mieli kontynuować walkę zbrojną? Co by to dało? -Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć ogrom tragedii; tysiące ofiar i morze łez Polaków – wojskowych, jak i cywili. Chodzi tu o następstwa: karne ekspedycje i pacyfikacje; o mordowanie, aresztowania, wyroki śmierci – po konfiskaty majątku itd. Szczęśliwie do tego nie doszło – ku wielkiemu niezadowoleniu tej grupy, która może najgłośniej krytykuje, ba – ostro potępia rozkaz o wybuchu Powstania Warszawskiego i wskazuje na ofiary wśród ludności cywilnej. W tym przypadku jednak stosują inną miarę. Nie bez podstawy niektórzy publicyści określają ową decyzję jako „obłęd”. Może warto o tym pomyśleć?…

        Dlatego, biorąc pod uwagę perspektywy Powstania Antykomunistycznego – jego cele i osiągnięcia – było przedsięwzięciem niezbędnym, ale jednocześnie – jednym z narodowych powstań, które nie zakończyło się klęską. Paradoksalnie, do tego przyczyniła się amnestia. Przyjęcie jej było b. trudną decyzją. Niewątpliwie zaważyła tu endecka ideologia i myśl polityczna, w której nie było zgody na szafowanie polską krwią w rozpaczliwym wysiłku, który nie mógł przynieść zwycięstwa. Ważne było biologiczne przetrwanie narodu, tak bardzo wyniszczonego wojną. Fundamentem endeckiej ideologii jest Biblia i nauka społeczna Kościoła, która nie akceptuje samobójstwa.

***

        Nasuwa się pytanie dotyczące oceny wysiłku i dokonań podziemia narodowego. Poeta odpowiada zgryźliwie: „Pozostał po nich w białym śniegu żółtawy mocz i ślad ich wilczy.”

        -Tylko tyle, bo wszystko, co było do osiągnięcia, zostało już dawno rozparcelowane i uwłaszczone – łącznie z wyjątkowym miejscem Polski w „demoludach”, prywatną własnością gospodarstw rolnych czy pozycją polskiego Kościoła – względnymi swobodami itd. A przecież dobrze wiemy, że Sowieci nie liczyli się z pokonanymi; nie czynili ustępstw ani koncesji. Zauważmy, że w tym czasie inni mieszkańcy „bloku” raczej nie sprawiali kłopotów. W „nagrodę” żyli w ostrzejszym reżimie.

        Powstańcy niejako wywalczyli sobie prawo do życia. Był z tym duży problem, bo w sowieckiej rzeczywistości nie było miejsca dla żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Wyznawane wartości sprawiały, że dla wroga byli ludźmi niereformowalnymi. Dlatego czekała ich śmierć, więzienie i katorga, a niekiedy ceną przeżycia było zeszmacenie. Świadectwem tego jest amnestia z 1945 r. Komunistom najwyraźniej chodziło o pozbawienie życia jak największej liczby partyzantów. A jednak – po ciężkich walkach – bardzo zabiegali o porozumienie z podziemiem narodowym, bo jego żołnierze nie dali się wybić i łatwo pokonać, na co liczyła bezpieka. Ogłoszenie amnestii niewątpliwie było oznaką słabości komuny.

        Przez lata PRL komuniści mieli pełną świadomość, że tylko stosunkowo niewielki procent walczących skorzystał z amnestii. Ten fakt długo utrzymywał służbę bezpieczeństwa w stanie gotowości. Siedzieli na beczce prochu. Jeszcze w latach 70. przeprowadzano śledztwa w sprawie składów broni w terenie.

        Tak więc, pozostawiając dorobek Powstania Antykomunistycznego jako sprawę otwartą, chcę tylko zwrócić uwagę na fakt, że masowy sprzeciw wobec kolejnej okupacji w sposób oczywisty wyhamował sowieckie plany dotyczące Polski. Był koniecznością. Za to bierność i spolegliwość otwierały perspektywę …nawet na 17 republikę. Niemniej, bez szerszej analizy sytuacji i wglądu do archiwów sowieckich, pozostają jedynie tezy i ocena „po owocach”.

        Nie można zapominać o pewnej ważnej okoliczności dotyczącej Podlasia:

        Otóż, niezależnie od utraty wschodnich ziem Rzeczpospolitej, kolejnym zagrożeniem była dalsza redukcja terytorium. Chodzi tu o sprawę tzw. Białorusi Zachodniej, czyli województwa białostockiego. Przed laty prof. Szeremietiew zwrócił uwagę na „działalność specjalnej grupy operacyjnej podległej białoruskim władzom bezpieczeństwa, a wysłanej w drugiej połowie 1944 r. na Białostocczyznę. Być może świadczy to o zamiarze anektowania Podlasia do ZSRR (grupę białoruskiego NKWD rozwiązano w grudniu 1944 r.)? Przypomnijmy, iż w rezultacie paktu Ribbentrop – Mołotow Białostockie zostało włączone do Białoruskiej SRR, a Białystok ogłoszono stolicą tzw. Zachodniej Białorusi. W 1944 r., kiedy to wojska sowieckie ponownie wkroczyły na Białostocczyznę, pojawiła się uzasadniona obawa, że powtórzy się sytuacja z 1939 r. Ta świadomość miała ogromny wpływ na zaciętość oporu polskiego podziemia na Podlasiu.”

        Prawdopodobnie także i w tym przypadku opór podziemia ostudził zaborcze zapędy Sowietów. Liczyli się tylko z fizyczną siłą. Należy to docenić. W trudnych realiach politycznych i przy katastrofalnym układzie sił, powstańcy prowadzili skuteczną walkę. Dlatego przez lata PRL „bandyci z NSZ” byli celem komunistycznej propagandy; postrzegani jako niebezpieczna siła, a dlatego niszczeni, odzierani z godności i oskarżani o bandytyzm.

        Mając to wszystko na uwadze, apeluję do publicystów i historyków: nie powtarzajcie tez ubeckiej propagandy! Gdy nie można mieć wszystkiego, należy docenić to, co się ma. Wysiłek i osiągnięcia powstańców zasługują na szacunek i godne upamiętnienie.

Konrad Kozłowski Ottawa

BIBLIOGRAFIA: (m.in.)

1. Bechta M. i Muszyński W.J., Przeciwko Pax Sovietica, IPN Warszawa, 2017.

2. Kozłowski K., „W KRZYWYM ZWIERCIADLE. Utrwalanie “czarnej legendy” NSZ.” https://konrad-koz.blogspot.com/2011/07/w-krzywym-zwierciadle-utrwalanie_16.html

3. Kozłowski K., Nienawróceni. Kpt. Bolesław Kozłowski „Sowa”, „Grot”, „Marek”, „Hanka” – PZP/NOW/NSZ/MZW i jego rodzina. Anhelli Project, Ottawa 2019.

4. Kulesza Zb., Śledztwo wyklętych, ALFA, W-wa 1995

5. Szeremietiew R., „Najciemniejsza karta LWP”. Bibuła. Pismo niezależne, 01.03.2012. http://www.bibula.com/?p=52714

6. Wnuk R., „Prezes IPN kontra demon postmodernizmu”.

https://ohistorie.eu/2021/03/20/prezes-ipn-kontra-demon-postmodernizmu/