Montreal w czasie pandemii jest wyludniony. Nie ma tysięcy turystów, którzy przyjeżdżali tu co roku. Miasto niemalże staje na głowie, żeby odrobić straty. Sponsoruje dziesiątki wydarzeń artystycznych, by zwabić turystów. Niestety nie wszystko przynosi oczekiwany skutek.

Sam Namour, właściciel inuickiej galerii sztuk na starym mieście, mówi, że ogródki przed kawiarniami przy placu Jacquesa Cartiera świecą pustkami. Do jego galerii też mało kto wchodzi, czasem godzinami nie ma nikogo.
Normalnie co roku Montreal odwiedza około 11 milionów turystów. 80 proc. z nich przyjeżdża spoza Quebecu. Przyjezdni wydają 4 miliardy dolarów, podaje miejska rada ds. turystyki.

W tym roku w Montrealu i okolicach odnotowano połowę przypadków śmiertelnych COVID-19 – około 4500. Miasto odwołało największe imprezy kulturalne, które przyciągały tłumy. 90proc. przychodów sektora turystycznego stoi pod znakiem zapytania.
Na razie podróżni po wjeździe do Kanady muszą się poddać dwutygodniowej kwarantannie. Z tego powodu turystów z zagranicy właściwie nie widać. Mieszkańcy prowincji obawiają się przyjazdu do Montrealu. Starówka świeci pustkami. Podobnie jest w centrum, gdzie 400 000 pracowników nie przychodzi do pracy od połowy marca. Większość pracuje z domu. Miasto chcąc ich zmotywować do wyjścia (i wydania pieniędzy) przekształciło część ulic handlowych w deptaki, zainstalowało fontanny, zachęca do gier na świeżym powietrzu i organizuje występy artystyczne na placach.