Marksiści zrozumieli, jak funkcjonują prymitywne popędy zakodowane w ludzkiej podświadomości, i stworzyli ideologię, która w ciągu kilku dekad zdewastowała system wartości ludzi Zachodu.

        Niestety ta ideologiczna zaraza dotarła również do naszego kraju.

Odwieczna reguła Bastiata

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Żyjący w XIX wieku francuski myśliciel Fryderyk Bastiat (1801-50), analizując problemy relacji międzyludzkich, doszedł do wniosku, że ludzie, jeśli tylko mogą, chcą żyć i rozwijać się kosztem innych.

        Jego zdaniem, „to nieszczęsne pragnienie ma swój początek w samej naturze człowieka – w tym prymitywnym, powszechnym i nie dającym się powstrzymać instynkcie, który pobudza go do zaspokojenia swoich pragnień najmniejszym wysiłkiem”. Bastiat wskazuje więc, iż powszechne wśród ludzi pożądanie cudzej własności, które skłania człowieka do kradzieży i wyzysku, ma swoje źródło w naturalnym mechanizmie chroniącym energię organizmu przed wyczerpaniem.

        Dzieje się tak dlatego, że z biologiczno-ekonomicznego punktu widzenia bardziej korzystne jest zagarnięcie zasobów zgromadzonych przez innych, niż tracenie własnej energii na pracę.

        Podobną dążność możemy zaobserwować u bardzo różnych stworzeń żyjących w całej przyrodzie. Człowiek jest istotą cielesną i podobnie jak zwierzęta ma naturalne popędy, które skłaniają go do jedzenia, picia, snu i innych czynności umożliwiających przeżycie oraz dochowanie się potomstwa. Jednak ludzie, w odróżnieniu od zwierząt obdarzeni są świadomością i wolną wolą. Są również od najmłodszych lat wychowywani i uczeni postaw moralnych kształtujących ich człowieczeństwo.

        Przez całe wieki fundamentem norm moralnych chrześcijańskiej Europy był Dekalog. Przestrzeganie Dziesięciu przykazań pozwalało Europejczykom opanować prymitywne popędy oraz powstrzymywać się od ulegania naturalnym pożądliwościom.

        A przykazania: „Nie kradnij” i „Nie pożądaj rzeczy bliźniego swego”, stanowiły moralną zaporę wobec naturalnej żądzy  popychającej ludzi do zaboru cudzego dorobku.

Obalanie cywilizacji za pomocą biologicznych popędów

        Po zakończeniu I wojny światowej Europę ogarnął chaos, a przez wiele krajów przetoczyły się socjalne rewolucje. Komuniści zwyciężyli w Rosji, jednak w zachodniej części Europy odnieśli klęskę.

        Marksistowscy myśliciele związani z tzw. Szkołą Frankfurcką postanowili odpowiedzieć na pytanie, dlaczego robotnicy z kapitalistycznego Zachodu nie poparli ruchu komunistycznego wzywającego do rewolucji przeciw klasie posiadaczy.

        W wyniku szerokich analiz marksiści doszli do wniosku, iż robotnicy z uprzemysłowionych państw Europy Zachodniej żyli we względnym dobrobycie i byli wychowywani w tradycyjnych wartościach. A taki proletariat nie był zainteresowany uczestnictwem w krwawych rozruchach i przewrotach, lecz pragnął uzyskać awans społeczny w ramach istniejącego systemu za pomocą pracy własnych rąk i umysłu.

        Lewicowi myśliciele z Frankfurtu doszli do przekonania, iż droga do zwycięstwa rewolucji prowadzi przez inżynierię społeczną, która zmieni świadomość Europejczyków w taki sposób, że sami odrzucą tradycyjne wartości chrześcijańskie i przyjmą postulaty rewolucjonistów. Szczególne miejsce w projekcie wychowania „nowego człowieka” stanowił dorobek psychoanalizy Zygmunta Freuda.

        „Frankfurtczycy” dogłębnie analizowali popędy i instynkty drzemiące w czeluściach ludzkiej podświadomości, aby za ich pomocą manipulować ludzkimi postawami i zrujnować tradycyjny kręgosłup moralny mieszkańców Europy.

Instytucjonalna kradzież rozgrzesza złodzieja

         Krzysztof Karoń, autor książki „Historia antykultury”, zwraca uwagę, iż marksistowscy badacze społeczni w szczególny sposób podeszli do prymitywnych popędów kierujących człowieka ku lenistwu, kradzieży i pasożytniczemu życiu kosztem innych.

        Jego zdaniem, lewicowi inżynierowie społeczni zdawali sobie sprawę, iż hasła nawołujące lud do kradzieży bezpośredniej (bolszewickie: „Grabić to, co zostało zagrabione”) nie znajdą posłuchu, ponieważ ludzie tradycyjnie wychowani będą czuć opory moralne przed osobistym rabowaniem bliźnich, a ponadto okradani mogą się bronić i podjąć walkę z agresorami.

        Dużo łatwiejsze okazało się stworzenie systemu społeczno-politycznego, który będzie prowadził kradzież anonimową, a ludzie biorący udział w okradaniu innych nie będą świadomi, że kradną. Lewica zaczęła odwoływać się do negatywnych skłonności ludzkich (takich jak: lenistwo, chciwość i egoizm), propagując postulaty socjalistycznej redystrybucji dóbr za pomocą państwa. Owe postulaty zakładały, iż państwo powinno dostarczać obywatelom, zupełnie za nic, dobra wypracowywane przez innych! Hasła, wzywające do wprowadzenia systemu zapewniającego obywatelom dostatnie życie bez konieczności pracy, trafiły na podatny grunt.

        Pod wpływem powszechnych roszczeń i mody na „państwową opiekuńczość” politycy zmienili dotychczasowe rozwiązania prawne, a instytucje publiczne zaczęły fundować obywatelom kolejne świadczenia i „darmowe” usługi.

        Oczywiście państwo nie posiada własnych pieniędzy, a budżet wypełnia środkami pochodzącymi z podatków, procederu inflacji i zapożyczania przyszłych pokoleń, dlatego wraz z „państwową opiekuńczością” zaczął rosnąć ucisk fiskalny. A instytucje publiczne rekwirowały coraz więcej prywatnego dorobku jednych obywateli, aby rozdawać go drugim.

        W ten sposób zbudowano system upaństwowionej kradzieży, gdzie różne grupy społeczne rywalizują o to, kto będzie kogo okradał w nadchodzącej kadencji. Politycy przyznają różne „darmowe” prezenty swoim wyborcom na koszt sympatyków innych partii. A kampanie wyborcze stały się seansami nienawiści, w których politycy obiecują, że jeśli dojdą do władzy, to będą krzywdzić wysokimi podatkami elektorat innych ugrupowań.

        Niestety masy ludzkie nawet nie dostrzegają, iż biorą udział w systemie powszechnej kradzieży, gdzie wszyscy się wzajemnie okradają i dążą do tego, by zapewnić sobie „godne życie” na koszt innych.

        Krzysztof Karoń zauważa, iż jest to projekt iście szatański, ponieważ państwo zwalnia w nim obywateli z osobistego uczestnictwa w okradaniu bliźnich, więc ludzie nie odczuwają, iż biorą udział w kradzieży.

        To właśnie dlatego niegodziwy system okradania innych za pomocą instytucji państwowych cieszy się powszechną akceptacją, a ludzie nie odczuwają wyrzutów sumienia, mimo że żyją z ukradzionych dóbr.

        Na domiar złego różnym formom instytucjonalnej kradzieży dorabia się uzasadnienie moralne i nadaje znamiona dobroczynności! Rabowanie przez państwo jednych obywateli, aby rozdawać zagarnięte zasoby innym, określa się „sprawiedliwością społeczną”.

        Natomiast konsumowanie owoców pracy, które przemocą państwa odebrano bliźnim, nazwano „godnym życiem”.

        W wyniku socjalistycznej agitacji w niegdyś chrześcijańskiej Europie zapanowała moralna destrukcja, a ludzie wyszarpują sobie wzajemnie ukradzione dobra, przypominając stado drapieżników walczących między sobą o upolowaną gazelę.

        Marksiści zrozumieli, jak funkcjonują prymitywne popędy zakodowane w biologicznej naturze człowieka i na tej podstawie stworzyli ideologię, która w kilka dekad wywróciła trwający 2 tysiące lat porządek. Niestety kręgi chrześcijańskie dotąd nie potrafią stworzyć skutecznej strategii, która obnaży barbarzyńskie mechanizmy antykultury i wyjaśni ludziom, w jaki sposób zostali zmanipulowani. A czasu jest coraz mniej, bo rozkład tkanki społecznej nabiera tempa.

        Prawo do lenistwa i życia cudzym kosztem Szczególnie niszczycielską rolę w procesie rozkładu moralnego Europy pełni państwowa polityka socjalna. Pokazuje ona milionom ludzi, iż mogą czerpać swój dobrobyt z pracy innych!

        ”Państwo opiekuńcze”, poprzez wypłacanie wysokich zasiłków, masowo demoralizuje ludzi, którzy dochodzą do wniosku, że „nie opłaca się pracować”, skoro można otrzymać pomoc socjalną w wysokości niewiele niższej od wypłaty za pracę na pełnym etacie – dotyczy to głównie ludzi o niskim wykształceniu i niewielkich kwalifikacjach zawodowych. O destrukcyjnym działaniu socjalistycznej „sprawiedliwości społecznej” świadczą statystyki z krajów, które od pokoleń realizują postulaty „państwa opiekuńczego”.

        W Wielkiej Brytanii niemal 5 milionów obywateli (z populacji liczącej 60 milionów) utrzymuje się tylko z zasiłków. Wielkim szokiem dla Brytyjczyków był raport opublikowany 11 lat temu przez Brytyjską Komisję Finansów Publicznych. Wynikało z niego, że aż dla 6 milionów obywateli brytyjskich zasiłki stały się „sposobem na życie”. Czterech na pięciu bezrobotnych zupełnie nie starało się znaleźć pracy, a 60% żyło z zasiłków przez dłużej niż 5 lat. Oczywiście na rynku pracy nie ma próżni, bo wakaty zajmują miliony imigrantów zarobkowych, którzy w pocie czoła pracują i płacą podatki na miejscowych miłośników życia z socjalnych benefitów.

        Marksistowska zaraza, która wmawia ludziom, iż mają moralne prawo żyć kosztem bliźnich, zapuszcza korzenie również nad Wisłą i zdobywa poparcie milionów Polaków. Rosną postawy roszczeniowe i oczekiwanie, że państwo ma obowiązek zapewnić obywatelowi „godne życie” fundowane z rozdawnictwa publicznych pieniędzy.

        A skąd biorą się pieniądze na tę całą „darmochę” rozdawaną „hojną ręką” przez polityków? Czy owi politycy, jak na chrześcijan przystało, obdarowują bliźnich własnym dorobkiem?

        Otóż nie. Oni pomagają drugiemu człowiekowi za pieniądze trzeciego. Oczywiście nikt nie pyta tego trzeciego człowieka, czy godzi się pracować na innych. Państwową przemocą okrada się go z owoców jego pracy i za te zrabowane dobra, polityczni macherzy kupują sobie poparcie w wyborach, pragnąc uchodzić za wielkich dobrodziejów.

        Niestety liczni politycy, kierowani żądzą zdobycia władzy, wzorem zachodnich neomarksistów odwołują się do najniższych popędów ludu i obiecują mu darmowe rozdawnictwo dóbr wypracowywanych przez innych.

        Powróciły już nawet hasła z czasów PRL, że „500 złotych się należy, czy się stoi, czy się leży”. A w ludzie rośnie zuchwała żądza dostatniego życia… na które będą pracować inni.

        Prezydent miasta Nowa Sól opisał przed dwoma laty w mediach społecznościowych następującą historię: Przyszła właśnie do mnie mieszkanka miasta z żądaniem remontu mieszkania komunalnego (wymiana dwóch pieców i wszystkich okien). Okazało się, że zaległości w opłatach sięgają już 5000 zł, przy ok. 200 zł czynszu miesięcznego (po odjęciu dodatku mieszkaniowego wypłacanego przez miasto) za 70 m2 mieszkania, gdzie mieszka 9 osób, w tym 4 osoby dorosłe, z których żadna nie pracuje. Pani nie pracuje i ma trójkę dzieci. Dostaje 1500 zł z programu 500+ i inne zasiłki socjalne. Na pytanie, co z pozostałymi dorosłymi osobami, usłyszałem, że mama (57 lat) jest chora. To spytałem: skoro chora, to dostaje zapewne rentę? Pani wyjaśniła, że jej matka nie dostaje renty, gdyż nigdy w życiu nie pracowała, a jeśli już, to na czarno. Córka żyje jak mama. (…) I co mam zrobić, wyremontować mieszkanie tej pani za publiczne pieniądze innych ludzi, którzy na swój chleb zarabiają ciężką pracą?

Czy nastąpi otrzeźwienie?

        Marksistowska demagogia, która spustoszyła moralnie Europę, nie omija Polski. Istniejący nad Wisłą system polityczny również zalegalizował szereg form kradzieży, które w zuchwały sposób łamią przykazania: „Nie kradnij” i „Nie pożądaj rzeczy bliźniego”.

        Polityczny system wzajemnej kradzieży pustoszy życie społeczne, wprowadzając nową marksistowską „wojnę klas”. Nie ma już miejsca na dobro wspólne. Toczy się wojna wszystkich ze wszystkimi. Trwa wzajemne wyrywanie sobie budżetowych ochłapów. Polityka przestała być „roztropnym dbaniem o dobro wspólne” i na naszych oczach przeradza się w „publiczną licytację dóbr pochodzących z kradzieży”. Państwowe programy socjalnego rozdawnictwa rujnują morale społeczeństwa, utrwalają postawę bezradności i rozleniwiają.

        Ludzie są uczeni, iż mają moralne prawo pożądać rzeczy należących do bliźnich, czyli oczekiwać, że polityk będzie im rozdawał dobra rabowane innym ludziom.

        Dlatego w naszym kraju potrzebna jest głęboka i uczciwa debata na temat destrukcyjnych skutków nowoczesnego marksizmu, który odwołuje się do najniższych popędów, wyzwala prymitywne żądze i w gwałtownym tempie rozkłada moralnie cywilizację.

        Potrzebujemy również debaty na temat kradzieży dokonywanej za pośrednictwem instytucji państwowych, ponieważ pozwala ona ludziom okradać bliźnich i pozbywać się przy tym wyrzutów sumienia, jakie odczuwa się przy kradzieży bezpośredniej. Socjalizmu nie da się pogodzić z duchem chrześcijańskim. Ponieważ jest to system wywodzący się z filozoficznego materializmu, który odwołuje się do niskich pobudek ludzkich i tworzy moralne uzasadnienia dla okradania bliźnich.

        Warto w tym miejscu przypomnieć słowa poety Zbigniewa Herberta, który ostrzegał, iż nie ma możliwości stworzenia „socjalizmu z ludzką twarzą”, ponieważ socjalizm jest potworem i ma oblicze potwora.

 Marcin Janowski

Autor jest współpracownikiem Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego, tekst powstał na zamówienie PAFERE