A właściwie z papierowego wora na odpadki z ogrodu. Tak się dziwnie porobiło, że odpadki z ogrodu wkłada się w duże papierowe wory. Takie wory jest łatwiej zbierać śmieciarzom, a potem przetwarzać na kompost. Kompost z kolei można pobrać bezpłatnie w roku następnym w specjalnych punktach miasta i zasilić ogród. Powoli nawet zagorzali przeciwnicy worów papierowych się do nich przekonują, bo zdały egzamin wygody. W ostatnim tygodniu wysokich upałów w Toronto – choć nie tak wysokich jak w Europie, dopadło mnie cieplne wyczerpanie (heat exhaustion). Nie mylić z udarem słonecznym (heat stroke), który jest bardzo niebezpieczny. Byłam niezwykle zmęczona, wszystko mnie bołało, łącznie ze skurczami mięśni nóg.

– Ki czort? – pytam siebie. – Znów dostałam covida?

        Jedno z moich dzieci akurat zachorowało, a tuż przed chorobą było u mnie. Nie miałam jednak temperatury, więc to ani covid, ani grypa. Poleżałam trochę na mojej ulubionej leżance (tu nazywanej sofa), a potem zgooglowałam moje objawy. Dowiedziałam się, że to tylko cieplne przegrzanie. Należy wychłodzić się. Fakt, że tego dnia poszłam na basen pływać do High Parku tuż przed południem. No niby ciało w chłodnej wodzie, ale głowa na słońcu. Pod wieczór przyjechała do mnie córka (ale nie ta od covida), bo dałam znać, że coś ze mną nie tak. Pyta czy potrzebuję pomocy? Postanowiłam wykorzystać tę ofertę i oznajmiłam, że trzeba ściąć trawę. Coś tam pomruczała pod nosem, że nie o taką pomoc jej chodziło, ale ją przekonałam, że to koszenie trawy jest na nasze lata za trudne, szczególnie w upale. Nie powiem, to ścinanie trawy bardzo sprawnie jej poszło. Nawet mi kabla w mojej kosiarce elektrycznej nie posiekała tak jak to zrobił zeszłego roku syn.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        – Ach, dziękuję kochanie, trawnik się zrobił jak dywanik.

        Coś tam pomruczała pod nosem o chwastach, napiła się herbaty pogadała krótko i już jej nie było. Postanowiłam bosą stopą pospacerować po trawiastym dywaniku. I tak sobie chodzę, i nóżką wywijam, aż tu nagle dostrzegłam papierowe wory na ogrodowe śmieci. Ach czegóż tam nie było! I moje fioletowe dzwonki wystają – co z tego, że dzikie, ale dalej piękne, i rabarbar, i nasiona lubczyku, i kwiaty bergamotu. Aj, jaj, jaj – zapłakało moje serce. Toć ona wszystko to co rośnie pod płotem równo wykosiła. A to były moje dzikie kwiaty! Na darmo nad  nimi płakać skoro już ścięte.  Ale, ale…Powyciągałam co piękniejsze i ułożyłam przepiękny bukiet. Porobiłam zdjęcia. Jak mnie będzie trzeba podnieść na duchu, na przykład w listopadową pluchę, to sama się podniosę malując te dzikie kwiaty uratowane z orgodowego papierowego wora. Po chwili córka wróciła, bo zostawiła u mnie komórkę. Patrzy i mówi:

        – Ale piękny bukiecik z dzikich kwiatów. I liść rabarbaru wkomponowałaś, i lubczyk, i chrzan.

        – Podoba ci się? Porobiłam zdjęcia i jak namaluję to ci dam miniaturkę.

        Nic nie mówię z czego ten piękny bukiet dzikich kwiatów powstał. Pewnie się spieszyła, jak je do cna wykosiła, nie miała chwili dostrzec ich uroku. Na to przyjdzie czas póżniej, jak nie będzie taka zagoniona. Na razie podziękowałam jeszcze raz za skoszenie trawy. To dobre dziecko – zrobiło, jak umiało najlepiej. A w nagrodę dostanie obrazek dzikich kwiatów. Może wtedy będzie dobra pora, żeby wyjawić jak te kwiaty ratowałem ze złamanym sercem z papierowego wora na ogrodowe odpadki?

MichalinkaToronto@gmail.com      Toronto, 24 lipca, 2022