Partie nie wystawiają w wyborach byle kogo. Zanim dopuszczą czyjąś kandydaturę, dokładnie sprawdzają jego wypowiedzi z przeszłości. Boją się kompromitacji w sytuacji, gdy przeciwnicy znajdą homofobiczne albo rasistowskie komentarze kandydatów zamieszczane 5 czy 10 lat temu w mediach społecznościowych.

Wszystkie duże partie mają zespoły zajmujące się sprawdzaniem kandydatów. Przeglądanie mediów społecznościowych jest na porządku dziennym, do tego dochodzi sprawdzenie historii notowań kryminalnych czy wypłacalności finansowej.

Menedżer kampanii partii Zielonych Jonathan Dickie mówi, że każdy potencjalny kandydat jest proszony o ujawnienie wszystkiego, co mogłoby być kompromitujące dla partii. Potem jest sprawdzany przez specjalny zespół. Dickie dodaje, że w tym roku z powodu kompromitującej przeszłości odrzucono kandydaturę 20 osób. Najczęściej niedozwolone treści pojawiają się w komentarzach w mediach społecznościowych. Przeszłość kandydata nie może być sprzeczna z linią partii.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W NDP potencjalni kandydacie muszą podpisywać oświadczenie potwierdzające, że zgadzają się z poglądami partii, m.in. na prawa kobiet i LGBTQ. Do tego brana jest pod lupę aktywność w mediach społecznościowych danej osoby.

Liberałowie mają swój „Greenlight Committee”, który przed procesem nominacji sprawdza potencjalnych kandydatów z danego regionu. Przy wyborze kandydatów członkowie komisji zwracają uwagę na to, by osoby, które w przyszłości mogłyby reprezentować partię, jak najlepiej wpasowywały się w profil demograficzny danego okręgu.

Partia konserwatywna była pierwszą, która wyłoniła wszystkich 338 kandydatów. Każdy z nich musiał wypełnić 50-stronicowy kwestionariusz. Rzecznik prasowy partii mówi, że kilka osób zostało w tym roku odrzuconych. Wiele z nich zasiliło potem szeregi People’s Party of Canada. PPC twierdzi, że sprawdza swoich kandydatów, ale nie ujawnia jak, twierdząc, że to jej wewnętrzne procedury.

Kompromitujące informacje partie mogą wykorzystać na dwa sposoby – po pierwsze, by odrzucić niewygodnego kandydata, a po drugie, by zdyskredytować konkurencję. Szukanie haków na przeciwników jest stare jak świat światem, ale w dobie fejsbuka i twittera stało się prostsze niż kiedykolwiek. Gdy już coś się znajdzie, trzeba tylko poczekać na właściwy moment, gdy przeciwnikowi można najbardziej zaszkodzić.